Życie dzieci niepełnosprawnych wypełniają najróżniejsze formy leczenia: wizyty u lekarzy, ćwiczenia i zabiegi, zawsze potrzebne, lecz często przykre lub żmudne. Ale
przynajmniej jedna forma zajęć zawsze sprawia dzieciakom radość: spotkanie ze zwięrzęciem podczas zooterapii. Od wielu lat konie, psy, koty i delfiny pomagają dzieciom niepełnosprawnym ćwiczyć ciało i umysł. Ale i dla dzieci zdrowych zooterapia to świetny sposób na uporanie się z nieśmiałością lub rozpierającą je energią...
Koń idzie i leczy
Niewysoki, bułany konik idzie równym stępem, na jego grzbiecie siedzi malec podtrzymywany przez siedzącą za nim dziewczynę: taki obrazek można ujrzeć wybierając się do jednego z ośrodków hipoterapeutycznych. Pozornie nie dzieje się nic nadzwyczajnego, więc trudno uwierzyć w to, że dziecko jadące na koniu właśnie... uczy się prawidłowo chodzić!
- Normalne chodzenie to dla dzieci z mózgowym porażeniem dziecięcym, autyzmem, zespołem Downa sztuka, której trzeba je nauczyć.
Marsz konia wprawia w ruch miednicę, kręgosłup i barki jeźdźca, a informacje o tym, jak one się poruszają, trafiają do mózgu, gdzie tworzy się tzw.
prawidłowy wzorzec chodu - wyjaśnia Jagoda Maciaszek, psycholog, hipoterapeutka i prezes Fundacji Hippoland. -
Już po kilku naszych zajęciach dzieci z zespołem Downa wchodzą po schodach "normalnie", a nie dostawiając nóżkę do nóżki. Jazda na ciepłym końskim
grzbiecie pomaga też rozluźnić napięte mięśnie np. u osób z porażeniem mózgowym.
Terapeuta z kopytami
Dla chorych dzieci kontakt z koniem to ogromne, pozytywne przeżycie. Pozwala im uwierzyć w siebie i wzmacnia pozycję wśród rówieśników: zaczynają oni cenić
kolegę, gdy okazuje się, że jeździ on konno. - Niektórzy nasi podopieczni biorą udział w zawodach, wystartują na paraolimpiadzie w 2008 roku - chwali się Jagoda Maciaszek.
Jednak nie każdy koń sprosta wymaganiom stawianym koniom-terapeutom. Musi on być cierpliwy i spokojny: nie może się spłoszyć, np. kiedy dziecko krzyknie. Powinien być niewysoki,
mieć regularną budowę ciała, żeby jego kroki były równe, i... nie może mieć łaskotek. A maść i uroda nie grają tu roli: dzieciaki pokochają nawet największego końskiego brzydala.
- Nie zdarzyło się nam, by dziecko nie zaakceptowało konia - opowiada Jagoda Maciaszek. -
Czasami na grzbiet musi wsiąść też mama, bo dziecko boi się z nią rozstać.
Wyleczyliśmy w ten sposób z lęku przed koniem wielu rodziców- żartuje.
Strony: 1 |
2 |
3
Następna »
Wysłano dnia 03-12-2007 przez Agnieszka Szymczak
Ciekawy artykuł? Kliknij:
uwielbiam konie sa dla mnie bardzo fajne od dziecka interesuje sie konami bylam dzisiaj w stajni za placem wilsona